W Edmonton spędziłem kilka miesięcy, podczas których miałem trochę czasu na rowerowe wycieczki. Szlak wzdłuż rzeki North Saskatchewan (River Valley) był w tym czasie moim rowerowym „klasykiem”.
Źródłem North Saskatchewan są lodowce oddalone 400 kilometrów od Edmonton. Dno wygląda jak typowy górski strumień, nawet w miejscu gdzie osiąga znaczną szerokość i przepływa przez miasta.
Na wschodnim brzegu duże obszary zielone, gdzie zupełnie nie słychać, ani nie widać miasta. To zaleta drzew i wklęsłej rzeźby terenu. Wiele obszarów doliny zostało wygospodarowanych na parki, które udostępniają wszelką infrastrukturę potrzebną do spędzania czasu „po kanadyjsku”.
Ruszam z osiedla Erin Place, położonego w zachodniej dzielnicy Edmonton, niedaleko West Mall.
Pierwsze 3 kilometry to typowe „Welcome to America”. Trzy-cztero pasmowe ulice bez ścieżek rowerowych, urywające się chodniki, dzielenie drogi z dużymi pickupami, ciężarówkami i autobusami miejskimi.
Dalej zaczynają się charakterystyczne równoległe uliczki, służące za dojazd do domów. Idealne do spokojnego rowerowania. Tak docieram do miejsca, gdzie krzyżują się dwie trasy rowerowe północ-południe i wschód-zachód. To właściwy początek trasy „River Valley Trail”.
Niedziela wyjątkowo spokojna na drogach, więc postanawiam wstąpić do Downtown, czyli dzielnicy biurowców i formalnego centrum miasta. Dzisiaj można spokojnie pozwiedzać. W ścisłym centrum nie ma wielu ścieżek rowerowych, co w taki dzień zupełnie nie przeszkadza.
Prestiżowa ulica Jasper Avenue gromadzi największe centra biznesowe. Z wyglądu ciężko powiedzieć, czy akurat znaleźliśmy się w Calgary, Charlotte czy Edmonton. Wszystkie średniej wielkości miasta na wzór „amerykański” wyglądają identycznie.
Po krótkim popasie w Downtown, obieram drogę na most High Level Bridge. North Saskatchewan płynie głęboką doliną, dlatego od miasta oddziela ją naturalna bariera w postaci klifów. Muszę się mocno starać, by zjechać terenowym single-trackiem, wprost do parku Waterdale.
Jadę najciekawszym terenowo, bo najdzikszym, fragmentem River Valley Trail. Dużo naturalnych „hopek” i szybkich podjazdów-zjazdów. Pod kołami ubity szuter, żadnych korzeni, piachu, kamieni. Kona po takiej trasie idzie jak dzik.
Ciekawostką są strefy „Off-leash”, gdzie można legalnie spacerować z psami bez smyczy.
Kilkukrotnie mijam małe parkingi i miejsca do grillowania. Bez samochodu ani rusz 🙂
Trasa po wschodniej stronie rzeki kończy się na historycznym skansenie Fort Edmonton Park, o którym kiedy indziej. Kładką pieszo-rowerową docieram na drugą stronę rzeki i zmierzam w stronę domu.
W Edmonton jest ponad 300 słonecznych dni w roku – więcej się chyba nie dało. Coś, co w Polsce nazywamy latem, tutaj zaczyna się w kwietniu i rozpieszcza temperaturami rzędu 25 stopni Celsjusza. Zima, niestety, szybko nadrabia straty…a że słoneczna, to i mroźna.
Ostatnie krajobrazy jakie oglądam, to strome zbocza i las przypominający wyglądem Tajgę. Stromy podjazd, płuca pracują aby wspiąć się pod kolejną kładkę i wrócić do przedmieść Edmonton.
Wycieczka dobiegła końca, ostatni fragment to przejazd przez dzielnice mieszkalne we wschodniej części Edmonton.